Symbolika nagrobnych kamieni – ZENTRALFRIEDHOF oraz postać Niki Laudy #14

To najważniejsze miejsce na szlaku naszej podróży, a zarazem ostatnie… Zawsze, gdy tu jestem, ogarnia mnie wielka zaduma przemieszana ze smutkiem. Wśród tych wszystkich jednak uczuć odczuwam również wielki szacunek do tego miejsca i wszystkich tych osób, dzięki którym mogę tutaj stanąć — To ZENTRALFRIEDHOF w Wiedniu, czyli Cmentarz Centralny.

Jest to ogromna połać ziemi, bo Zentralfriedhof to aż 250 hektarów, mieszczących się w dzielnicy Simmering na obrzeżach miasta. Trafić tu nietrudno. W centralnym punkcie Wiednia — na Stephansplatz — wystarczy wsiąść do metra U3 i wysiąść na jego ostatniej stacji Simmering, a stąd pojechać tramwajem numer 6 lub 71 około 3-4 stacje. Najlepiej wysiąść przy bramie z napisem „Tor 2”, gdyż jest to wejście główne na ten cmentarz, a jednocześnie chyba najprościej stąd trafić do celu, którym jest GRÓB FALCO.

Istnieje także druga możliwość, aby podjechać z Placu Schwarzenbergplatz, niedaleko Falco-Restaurant-Bar, czyli „Zaułku Falco” – tramwajem linii 71 wprost na sam Zentralfriedhof. Ja, jednak jeżeli mam wybór, to zawsze wybiorę metro…

Zentralfriedhof jest dość osobliwym miejscem. Przy bramie niejednokrotnie kłębi się sporo turystów, a podążając głównymi alejami, trzeba być przygotowanym, że minie nas po drodze samochód, taksówka, a nawet bryczka ciągnięta przez konie.

Jest to bowiem tak rozległy teren, że niektórzy wybierają drogę na skróty i podjeżdżają jednym z wyżej wspomnianych środków lokomocji.

Ja jednak zawsze będę polecać pieszą wycieczkę. Z kilku powodów.

Jednym z nich jest to, że po drodze mija się zaułek „MUSIKER”, do którego również można wstąpić przy okazji, by przez chwilę oddać się zadumie nad grobem Wolfganga Amadeusza Mozarta, Ludwika van Beethovena, Franciszka Schuberta, Johanna Straussa Młodszego, czy innych wielkich kompozytorów.

Grób Ludwika van Beethovena

Drugi powód, dla którego warto przejść przez cmentarz pieszo, jest bardziej osobisty. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale już od dzieciństwa uwielbiałam przebywać na cmentarzu, w nastoju zadumy, wzniosłości, i niejednokrotnie wspaniałości mieszczących się tam pomników-monumentów.

Cmentarz w Wiedniu dostarcza mi najwyższych doznań aż nadto. Nigdzie bowiem nie widziałam tak wspaniałych nagrobków. Może brzmi to osobliwie, ale tak właśnie uważam.

Gdy przed wieloma laty kupiłam swój pierwszy aparat lustrzankę, pierwszym miejscem, w które udałam się, by wypróbować nowy sprzęt, był właśnie stary cmentarz w miejscowości, w której wówczas mieszkałam. Dla mnie jest to niewyobrażalne przeżycie, być w takim miejscu, w którym ma się czas na zadumę i można odzyskać w nim spokój i równowagę ducha.  

Do grobu Falco, który znajduje się w kwaterze numer 40, można trafić w bardzo prosty sposób. Najlepiej z głównego wejścia „Tor 2” udać się na wprost główną aleją w kierunku monumentalnego Karl-Borromäus-Kirche, czyli kościoła pod wezwaniem świętego Karola Boromeusza, który to znajduje się w centralnym miejscu cmentarza, i który widoczny jest już z daleka z bramy głównej.

Stojąc tuż przed nim, wystarczy skręcić w główną aleję w lewo. A następnie iść już tylko prosto przed siebie, mijając po drodze niewielki placyk, przypominający nieco rondo z kierunkowskazami na środku.

Potem już tylko należy wyglądać kwatery z numerem 40 po prawej stronie. Albo można po prostu zakupić za 1 euro mapkę cmentarza, jeżeli ma się wątpliwości co do swojego zmysłu orientacji w terenie. 

Karl-Borromäus-Kirche

Kocham to miejsce! Uwielbiam tutaj być. Dlatego był to również centralny punkt odwiedzin w dniu moich 40. urodzin.

Żar dosłownie lał się z nieba niemiłosiernie. Termometr oszalał, wskazując 37 stopni w cieniu.

Mimo że byliśmy tutaj sporo przed samym południem, jednak temperatura była tak wysoka, że nawet cień nie dawał ukojenia. Ale bycie w tym miejscu rekompensuje wszystko.

Nie miałam problemu trafić na sam grób Falco, bo byłam tu również pięć lat temu w 2014 roku.

Pamiętam, jak wtedy dziwiłam się, dlaczego na jego grobie jest tyle wieńców, a grób opływał w lekko zwiędniętych już kwiatach. Wtedy myślałam, że to fani ciągle przynoszą na to miejsce ogromne wieńce.

Dopiero przed rokiem, odkryłam przypadkiem, że matka Falco zmarła w kwietniu 2014 roku. I wtedy mnie olśniło, że przecież byłam na tym grobie niespełna miesiąc później — w maju. A te wiązanki kwiatów były jeszcze z jej pogrzebu… Tak, pani Maria Hölzel od 2014 roku leży tu razem ze swoim synem.

Stojąc przed grobem Falco…

Nawet mniej wprawne oko wypatrzy pomnik Falco już z daleka. Jest on wprost imponujący!

I nawet jeżeli nie zna się spoczywającego tam muzyka-artysty, to mimo wszystko, nie można przejść obok tego miejsca obojętnie.

Przed jego grobem znajduje się dość dużych rozmiarów połać zieleni, wyściełana trawą. Przed grobem stoją trzy ławeczki z napisem „Falco lebt” (Falco żyje). A sam pomnik…

Ilekroć go odwiedzam, zapiera mi dech w piersi i ogarnia mnie ogromne wzruszenie. Jego grób przepełniony jest symboliką. I dopiero gdy odkryje się jej sens, można stanąć przed tym nim w pełnym zachwycie. Pomnik składa się z trzech części — symboli.

Wykonawca tego nagrobka, pan ERWIN ZECHMEISTER (Steinmetz — kamieniarz), chyba najlepiej tłumaczy, co dane części symbolizują:

Pierwszą część nagrobka stanowi granitowy, trzymetrowy OBELISK. Obelisk to najstarszy z symboli wywodzący się z architektury starożytnego Egiptu (z łac. obelisk — słup).

To wysoki słup o zazwyczaj czterobocznej podstawie, którego zakończenie ma formę ostrosłupa, nie bez powodu wykorzystano tenże symbol na jego nagrobku.

Ów obelisk z napisem „FALCO” symbolizuje właśnie jego sławę i samego Falco-Artystę, którego cechami charakterystycznymi było odwołanie do klasyki i perfekcjonizmu.

Wspaniałe jest także owo zakończenie obelisku w postaci małego ostrosłupa, który dzięki swojej formie kumuluje padające na niego promienie słońca. Ta piękna, klasyczna i perfekcyjna forma symbolizuje Falco i jego artyzm.

Drugim symbolem są dwa nieociosane kamienie — jeden stający pionowo z wypisanym prawdziwym imieniem i nazwiskiem „Hans Hölzel” oraz datą urodzin i śmierci (1957-1998).

Drugi zaś kamień leży poziomo, jak gdyby został powalony na ziemię. Owe dwa kamienie, takie zwykłe w swojej formie, szare, nieociosane, nieobrobione, symbolizują bowiem tego normalnego człowieka o imieniu „Hansi”, zwykłego, skromnego, wyciszonego i ponad wszystko szukającego tego, co każdy z nas: miłości, rodziny oraz harmonii w życiu.

Wykonawca owego pomnika wytłumaczył, że owe kamienie są surowe, niewykończone, podobnie jak jego życie, które jeszcze nie rozwinęło się w pełni. Hans jako prywatna osoba, nie był jeszcze w pełni ukształtowany, nie był jeszcze dostatecznie gotowym, bo przez wszystkie niesprzyjające wydarzenia, które go spotkały, nie odnalazł tego, czego szukał jako ten zwykły śmiertelnik. To symbolizują owe dwa osobliwe (z niem. merkwürdig) kamienie.

Oba symbole ukazują tę dwoistość, która się ścierała w jednej osobie. Z jednej strony sława i splendor, a z drugiej normalne życie, które niestety nie było takie, jakiego szukał i pragnął. Oczywiście wspominam tu główne dwa bolesne fakty z jego biografii — gdy zostawiła go żona, a na domiar złego po siedmiu latach okazało się, że nie jest biologicznym ojcem swojej ukochanej córki Kathariny-Biancki, której wcześniej zadedykował przecież album „Emotional“.

To wszystko przedziela trzeci symbol — czyli szklana półkolista, pionowa płyta z podobizną FALCO z ostatniego wydanego za jego życia albumu „Nachflug” (Nocny lot) i z wypisanymi największymi jego utworami. Ta szklana część przedstawia zniszczoną, przedartą płytę CD. I jak płyta, której nie można już wysłuchać, bo została zniszczona, tak muzyka Falco została „zniszczona”, przerwana przez jego śmierć.

Grób jest wprost wspaniały. I trzeba pamiętać o jednym, że pomnik został postawiony przed ponad dwudziestoma laty, a nieustannie imponuje swoją formą i nowoczesnością.

Gdy stoję przed nim, zatracam wszystkie słowa, którymi mogłabym oddać i wyrazić, to co odczuwam…

Symbolika, która swoimi prosytymi formami tak wiele mówi nam o tym człowieku, którego ciało odnalazło wreszcie spokój, spoczywając pod ogromem artyzmu i symbolu tegoż pomnika.

Stojąc tutaj, zawsze ogarnia mnie wzruszenie. Zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że w żadnym innym miejscu, które odwiedziłam na swoim szlaku zaplanowanej podróży, w żadnym z tych miejsc, nie byłam tak blisko Falco… jak właśnie tutaj.

Dlatego mimo upału i wszystkich innych niedogodności stoję tu wytrwale i zawsze jakoś trudno mi jest stąd odejść. A gdy nadchodzi ten moment, zawsze jeszcze kilkukrotnie odwracam się i żegnam z tym miejscem. Może dlatego, podczas mojej tegorocznej wizyty w Wiedniu znalazłam czas, aby przyjechać tu jednak po raz drugi.

Będąc jeszcze w tym miejscu, nad grobem Falco, dziękuję w myślach dwóm osobom.

Najpierw jego matce, która teraz spoczywa już razem ze swoim synem.

Pięć lat temu nie było tu jeszcze tego nagrobka, tylko zwiędłe już nieco wieńce, mówiły o tym, że odeszła ta osoba, która do końca pozostała chyba mu najbliższą osobą w życiu.

O tym, jakie głębokie łączyły ich relacje, jako syna i matkę, wskazuje nie tylko ten grób, ale i wspomnienie tych dwóch kubków w Villi Falco w Gars am Kamp z napisami „Hansi” i „Maria”.

Falco miał zaledwie 10 lat, gdy ojciec zostawił jego matkę dla innej kobiety.

Od tej pory wychowywały go trzy kobiety: matka, babcia i starsza sąsiadka.

Matka poświeciła mu życie, bo nigdy już z nikim innym się nie związała. Jej też zawdzięczamy to, kim Hansi się stał. Nie stała mu bowiem nigdy na drodze do kariery, nawet wtedy, gdy w wieku siedemnastu lat porzucił szkołę i oddał się swojej pasji, jaką była muzyka.

Wraz ze śmiercią Hansa, pani Maria utraciła swoje trzecie, ostatnie dziecko. Falco był bowiem jedynym z trojaczków, który przeżył. Pani Maria straciła bowiem dwoje pozostałych dzieci, będąc zaledwie w trzecim miesiącu ciąży. Przeżył tylko Hansi, którego matka przywitała na świecie z wielką radością, a przede wszystkim z ulgą. 

Stojąc tutaj, dziękuję w myślach jeszcze jednej osobie. I choć nie mam nic wspólnego ze sportem, jednak tego człowieka bardzo szanuję — to Niki Lauda.

To znany austriacki kierowca wyścigowy, który w 1976 roku uległ poważnemu wypadkowi, w którym to o mało nie spłonął żywcem we wraku samochodu.

To również najwierniejszy przyjaciel Falco. Tym bardziej wstrząsnęła mną wiadomość o jego śmierci w maju 2019 roku.

Falco i Niki byli przyjaciółmi, a ich daty urodzin dzieliły tylko trzy dni, więc wspólnie obchodzili urodziny.

Można odnaleźć też zdjęcia z ostatniej tej wspólnej uroczystości z 1997 roku, gdy Falco kończył swoich 40 lat.

Gdy myślę o nim, budzą się we mnie tylko ciepłe uczucia, a przede wszystkim ogromna wdzięczność, bo właśnie dzięki jego wiernej przyjaźni i dzięki temu przyjacielskiemu oddaniu, mogę dziś stać tutaj nad grobem Falco.

Nie wszyscy bowiem wiedzą, że Niki Lauda, który w młodości założył linie lotnicze LAUDA Air, sprowadził zwłoki Falco z Dominikany z powrotem do ojczyzny — do Wiednia.

Tym bardziej symbolicznym wydał mi się moment, gdy stojąc nad grobem, w górze przelatywał akurat samolot tejże linii.

Niestety nie wystarczyło mi czasu na odwiedzenie także grobu tego sportowca. Jego ciało nie spoczywa bowiem na Zentralfriedhof. Lauda pochowany jest na Heiligenstädter Friedhof, w oddalonej nieco na północ od Wiednia dzielnicy Döbling.

W tym miejscu myślę również o przemijaniu i o kruchości ludzkiego życia, które jest w stanie przerwać moment i chwila nieuwagi.

Falco zginął 06 lutego 1998 roku, a jego pogrzeb odbył się 14 lutego. Natomiast jeszcze w grudniu 1997 roku na przedświątecznej imprezie zakładowej (Weihnachtsfeier) linii lotniczych LAUDA, odbywającej się w Hali Sofiensäle w Wiedniu, zgromadzeni pracownicy zostali zaskoczeni wizytą gościa specjalnego — FALCO.

To był jego ostatni koncert w swoim kraju. A niespełna dwa miesiące później samolot tejże linii lotniczej sprowadził jego ciało do ojczyzny.

Ale także na Dominikanie, ciągle pamięta się o miejscu, w którym zginął. Przekonałam się o tym dzięki relacji, którą znalazłam na wspominanym już przeze mnie w innym poście kanale Falcoheaven:

Oraz filmy z pogrzebu Hansa Hölzel:

Pogrzeb Falco — cz.1
Pogrzeb Falco cz.2

Stojąc nad tym grobem, snuję te wszystkie rozważania. I nie mogę wyjść z podziwu…

Byłam tu już trzykrotnie i nie było momentu, może z wyjątkiem krótkiej kilkusekundowej przerwy, żeby ktoś nie przyszedł na jego grób.

Falco nigdy nie pozostaje tutaj sam. Dziwią mnie Ci wszyscy ludzie, którzy nieprzerwanie przychodzą tu i odchodzą.

Zazwyczaj są to osoby starsze, z wyglądu mający około 50-60 lat. To zapewne jego najwierniejsi fani z czasów, gdy Falco jeszcze żył.

A wiele takich osób spotkałam w mojej podróży. To fanami, którzy od swoich lat młodość pozostali wierni jego pamięci aż po dziś dzień. Sama wiem coś na ten temat.

Ale najbardziej zadziwiło mnie to, że przychodzi tu wielu młodych ludzi, w wieku około dwudziestu lat, którzy widocznie są zafascynowani jego muzyką, choć nie było im dane żyć w czasach, gdy Falco stąpał jeszcze po tej ziemi.

Patrząc na to wszystko, przypominają mi się słowa syna właściciela gospody Poldiwirt w Gars am Kamp, który snując refleksje o Falco, stwierdził, że fenomenem jest to, że dziś świat nie posiada wielu takich artystów, może z wyjątkiem Elvisa Presleya czy Freddie Mercury´ego, o których tak długo się pamięta… 

W drodze powrotnej schronienie przed zbliżającym się do zenitu słońcem dała nam kawiarenka z klimatyzowanym wnętrzem, mieszczącą się przy wejściu głównym na Zentralfriedhof.

Nie było jej tu przez pięcioma laty, a teraz dała nam schronienie przed żarem lejącym się z nieba wprost na ziemię i pozwoliła ostudzić nieco te wszystkie emocje… 

To ostatni punkt mojej wizyty w Wiedniu … jedyny w swoim rodzaju i najważniejszy ze wszystkich…

Najbardziej rozczulający punkt mojej podróży.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s