Rozmowa w „Gasthof Poldiwirt” pozostawiła w mojej głowie dręczące pytanie: czyżby Falco nie chciał już wracać do swojej ojczyzny, dlaczego przed wyjazdem chciał uporządkować swoje sprawy materialne?
Wszyscy ciągle zastanawiają się nad tekstem tytułowego utworu z ostatniej nagranej przez Falco płyty „Out of the Dark”, a wydanej już po jego śmierci. Spekulacje nie cichną do dziś. Są tacy, którzy myślą, że Falco chciał popełnić samobójstwo, przywołując na dowód jego własne słowa: „Muss ich denn sterben, um zu leben?”, czyli „Czy właściwie muszę umrzeć, żeby żyć?”. I ja sama rzeczywiście powoli zaczynam w to wierzyć. Kto bowiem wyjeżdża do Dominikany, robiąc porządek ze swoim życiem i dobrami ziemskimi, tak jakby miał już nigdy nie wrócić?
Pomyślałam, że tak zachowują się tylko osoby, które wiedzą, że nie pozostało im wiele życia, gdy np. dowiadują się, że są śmiertelnie chore. Wtedy takie osoby robią porządek w swoim życiu, żeby nie pozostawiać po sobie problemów.
Ale „NIE”, nie uważam, że Falco celowo wjechał pod pędzący autobus. Nie uważam, że tego dnia wsiadł w samochód Mitsubishi Pajero, żeby coś sobie zrobić — żeby mieć wypadek. Myślę, że tego nie planował. Ale mimo to myślę również, że miał w sobie tyle demonów, którymi była depresja, uzależnienie od alkoholu i narkotyków, że może gdzieś ciągle liczył się z tym, że może coś złego się stać, że te demony go pochłoną i może dlatego wyjeżdżając do Dominikany, tak na wszelki wypadek, „pozostawił po sobie porządek”.
I myślę, że te demony, depresja, może poczucie samotności sprawiły, że był w takim stanie ducha, kiedy wszystko jest nam obojętne, gdy wsiadamy po wypiciu alkoholu do auta i mówimy sobie „do diabla, najwyżej stanie się coś, co skończy tę moją ziemską udrękę”. I może właśnie w takim stanie był Falco.
Może niekoniecznie celowo wjechał akurat wtedy pod rozpędzony autobus, ale może po prostu było mu wszystko jedno. I niestety myślę, że gdyby nie ten wypadek w lutym 1998 roku, to i tak koniec końców coś by się wreszcie stało… może… może… może… – bo co nam innego zostało, jak nic nieznaczące domysły…
Z okazji 20. rocznicy śmierci Falco w 2018 roku w telewizji niemieckojęzycznej pojawiło się mnóstwo programów i wspomnień o nim. W jednym z wywiadów jego były Menadżer powiedział, że nigdy nie uwierzy w samobójstwo Falco, że to autobus jechał za szybko i po prostu był to nieszczęśliwy zbieg zdarzeń. Ale czy on tak naprawdę musiał znać wszystkie jego myśli i lęki? Ile razy zdarza się sytuacja, że ktoś popełnia samobójstwo, a później bliscy mówią „gdybyśmy wiedzieli, że ma jakieś problemy”, „czemu nie powiedział, że jest mu ciężko”. To dlaczego i w tej sytuacji nie mogło tak być? Czy każdy mówi otwarcie o swoich lękach i demonach?
I może wszystko byłoby inaczej, gdyby Katharina Bianca, którą przez siedem lat wychowywał jako swoją córkę, okazała się rzeczywiście jego prawdziwym dzieckiem, którego zawsze tak pragnął…
… Z takimi myślami poznawałam okolice Gars am Kamp, rozumiejąc już powoli, dlaczego Falco kupił tutaj dom. Gdy jest się znaną osobą, posiada się już mieszkanie w ruchliwej dzielnicy Wiednia, to rzeczywiście czasami można zatęsknić za spokojem z dala od całego świata.
Ale spoglądając na te sielskie okolice, zrozumiałam, że rzeczywiście Falco odnalazł tutaj spokój i odpoczywał z dala od sceny i fanów.


Wieczorem ponownie odwiedziłam tę posiadłość. Widać, że ogród znajdujący się z tyłu domu jest ogromny. Ponoć ma 4000 m2 i bezpośrednie dojście do rzeki Kamp oraz widok na tamtejsze ruiny zamku na wzgórzu. Gdzieś obiło mi się o uszy, że kupił tę Villę za 2.000.000 austriackich Schellingów, co dziś jest kwotą około 145.000 euro. Po zakupie całkowicie ją wyremontował i urządził bardzo nowocześnie jak na tamte czasy. Tutaj, w GARS am KAMP, odpoczywał, uprawiał jogging i jeździł po okolicy na swojej Wespie. Przeczytałam o tym tutaj:
Do dzisiaj w Villi pozostało wszystko tak, jak gdyby Falco ciągle żył. W kuchni ciągle stoją dwa kubki z imionami: „Hansi” (Falco: właściwie Hans Hölzel) i „Maria” (jego matka). Na garderobie leżą jego kapelusze i czapki, w szafie wiszą ubrania. W studiu — muzycznym pokoju na parterze — stoją gitary, w półkach stoją poukładane kasety video, a na ścianach wiszą złote i platynowe płyty — TAK! Tutaj czas się zatrzymał!
I mam wielką nadzieję, że uda mi się to kiedyś zobaczyć na własne oczy.
Będąc w Gars, nie da się też nie zauważyć stojącego na samym ryneczku okazałego Hotelu, w którym to Hans Hölzel pomieszkiwał kilka miesięcy, nim kupił i wyremontował swój okazały wówczas dom przy Hornerstraße 214.


Ostatnim przystankiem w Gars am Kamp był KURPARK, w którym stoi Pomnik Falco odsłonięty 8 października 2011 roku. Granitowy Falco waży 3,5 tony i ma cztery metry wysokości. Z tyłu pomnika wyryto kilka z ważniejszych jego przebojów. Monument jest wykonany przez pana Alexandra Hanel z zakładu Kamieniarskiego „Stein-Hanel” z miejscowości Leutershausen w Środkowej Frankonii w Niemczech. Jak sam pan Alexander przyznał w wywiadzie, jest fanem Falco od wczesnego dzieciństwa… podobnie jak ja.










A teraz przed nami już tylko prosta droga do Wiednia…
Więcej ciekawych informacji na temat pomnika Falco w GARS am Kamp, można znaleźć tutaj: